Potrzebowałem chwili, żeby zebrać myśli – jakieś trzynaście miesięcy.
Od początku obserwowałem jak się rozwijają. Początkowo nieśmiało raczyli nas swoimi zdjęciami piw, później ruszyła machina marketingu. Sprytnie prowadzony fanpejdż na fejsie pozwolił im powiększyć zasięg i dziś mamy możliwość kupić ich produkty w prawie całym kraju. W najbliższym otoczeniu stali się potocznie mówiąc lajfstajlowi i tworzą mini społeczeństwo utożsamiające się z hasłem „z innej beczki”. To o nich będzie dzisiejszy wpis.
Po roku czasu, jestem pewny, że Inne Beczki wiedzą co robią. Wybrali porządną firmę do opracowania brandingu – Redkroft. Jak napisała agencja dostali wolną rękę i pełną swobodę – co najbardziej lubią w pracy (ale to rzadkość). Logo miało być znakiem firmowym dla pierwotnej działalności. Inne Beczki sprzedawały różne piwa po sklepach i browarach. Głównie czeski Konicek. Trwało to cały 2014 rok. Dopiero z czasem nabrali werwy i zaczęli produkcję własnego piwa na kontrakcie, właśnie w Konicku. Jak to się stało?
Wszystko szło zgodnie z planem. Żeby browar kontraktowy mógł handlować własnym piwem, powinien mieć status hurtownika. Takie mamy przepisy.
Piwo miało być jak mówi piwowar Marcin Pietranik z innej beczki, czyli coś zupełnie innego niż to co mamy już na rynku. Zapewne dlatego już wtedy jasnowidzami byli projektanci z Redkroft bo w logo pojawił się beret charakterystyczny dla wojska walczącego o swoje, bądź rewolucjonistów, którzy robią na wspak zastanym sytuacjom.
Zanim poznaliśmy smak pierwszego piwa a był to: Topaz – American Weizen (12 blg. 4,8% alk.). Uraczyli nas bardzo ciekawymi projektami etykiet. Pomyślałem wtedy: no no ciekawe, czy te obrazki to ze stocka (sklep w sieci z grafikami i zdjęciami) i idą na łatwiznę (jak większość „grafików” na rynku), czy angażują kogoś w malowanie. Przecież to bardzo dużo pracy. Trzeba mieć pomysł, wstępną koncepcję, szkic potem to albo namalować ręcznie farbami przy użyciu pędzla, wody, podkładu malarskiego. Później poddać obróbce komputerowej, albo nowocześniej malować całość tabletem w fotoszopie. Istny kawałek pracy.
Po co to wszystko? ok – na jedno, dwa piwa można coś namalować jak się komuś bardzo chce. Zapłacić biednemu artyście niech ma na piwo 😉 ale oni ku mojemu miłemu zaskoczeniu, obrali tą drogę na stałe! Produkowali coraz lepsze i ciekawsze malunki na kolejne piwa. Długo nie musiałem szukać. Znalazłem sprawcę tego całego zamieszania. Jest nią Kasia Łubińska. To spod jej ręki wychodzą wszystkie obrazy, które później mogą przetransponować Redkrofty na etykiety.
Powiem Wam, że bardzo oryginalnie to się prezentuje. Faktycznie te projekty są z innej beczki. Bardzo cenię ludzi, który wkładają więcej w swoją pracę niż się od nich wymaga i na pewno od strony wizualnej Inne Beczki są w tym gronie.
Polecam Wam wziąć ich piwo w rękę i pooglądać te małe dzieła sztuki malarskiej. Jest tam dużo ciekawych niuansów, których na pewno wcześniej nie widzieliście. To Inne Beczki a nie Raduga powinny produkować tapety do naszych domów!
Kto z Was widzi i docenia ich wkład w pracę? przyznajcie się.
A czy piwa są tak samo dobre jak etykiety – piliście ?
źródło zdjęć:
www.facebook.com/innebeczki
Pingback: Smakuję: Inne Beczki - Pop up gose. Citrus gose - Hops Addicts
„zapłacić biednemu artyście niech ma na piwo” thx za podbijanie szkodliwego stereotypu
pxxxhs przeczytałeś/aś cały post czy tylko to zdanie? a może należysz do promila bogatych artystów, że tak to Cię zabolało? Ja nie uważam aby to był stereotyp w dodatku szkodliwy. Sam kształciłem się w artystycznej szkole i znam realia.